„Perła powiatu piaseczyńskiego” od lat jest gorącym kartoflem w rękach samorządu powiatowego. Brak pomysłów i brak wizji przyszłości tego terenu zaowocowały wieloletnimi zaniedbaniami i dewastacją ośrodka wypoczynkowego. Pojawił się jednak pasjonat – Rafał Karwowski, który wydzierżawił grunty i dokłada wszelkich starań by je uatrakcyjnić.
Parkujemy na zaśmieconym i zaniedbanym parkingu przy dworcu PKP.
– Przekazaliśmy ten teren bezpłatnie gminie Piaseczno bo obiecała, że go odremontuje – mówi Rafał Karwowski. – Niestety do tej pory się tego nie doczekaliśmy.
Wchodzimy na teren ośrodka Wisła – dziś nazywanego „Planetą Zalesie”. Na wjeździe stoją dwie obskurne budki pomazane sprayem.
– Smutna wizytówka, ale to własność starostwa – podkreśla dzierżawca. – Nie chcę i nie mogę ich remontować.
Rusza restauracja Leśna
Idziemy ulicą Wczasową w kierunku akwenu – Tu jest zakaz wjazdu dla samochodów, ale niestety nie wszyscy go przestrzegają – ubolewa Karwowski. – Zgłaszaliśmy sprawę do gminy, ale niestety nie mają ochoty zadbać o swoją ulicę. Wystarczyłoby przysłać patrol straży miejskiej, albo zrobić zabezpieczenia uniemożliwiające ruch aut.
Zatrzymujemy się przy odremontowanej restauracji „Leśnej”. Jeszcze niedawno ten budynek był w całkowitej ruinie, od tego sezonu rusza z ofertą gastronomiczną.
– Przykro mi jak niektórzy twierdzą, że ja tu nic nie robię – mówi dzierżawca terenu i otwiera segregator ze zdjęciami potwierdzającymi fatalny stan obiektu przed remontem. – W umowie ze starostwem zobowiązałem się, że zainwestuję tu dwa miliony złotych, a wydałem już cztery.
Po drugiej stronie ulicy Wczasowej widać rozwalające się domki turystyczne, które pamiętają jeszcze czasy PRL-u.
– To teren lasu, z formalnego punktu widzenia nie sposób tam coś podbudować – mówi Karwowski. – Zresztą starostwo wciąż mnie straszy, że zerwie umowę dzierżawy więc, człowiekowi odechciewa się dalszych wydatków. Lasy nie robią problemów, ale starostwo wciąż piętrzy trudności.
Wchodzimy do restauracji – jest czysto i schludnie. Standard, który powinien zaspokoić potrzeby gości „Planety Zalesie”. Po lewej stronie stoją figurki bohaterów z horroru „Narzeczona laleczki Chucky”, po drugiej stronie sali demoniczny Doktor Octopus, odwieczny wróg Spider-mana. Na zewnątrz kolejne postaci z filmów oraz ławeczki i stoliki dla tych, którzy preferują jedzenie na świeżym powietrzu.
– Nie będziemy tu mieli piwa – zapowiada nasz przewodnik i przyznaje, że to jego pierwsze doświadczenia z gastronomią. – Stawiamy na rodziny z dziećmi.
Wśród filmowych pojazdów
Przez restauracje wychodzimy do pierwszej części parku tematycznego.
– Może to nie robi wielkiego wrażenia – mówi skromnie Rafał Karwowski, ale zanim zrobiliśmy tu cokolwiek wywieźliśmy 50 kontenerów śmieci. Później przestaliśmy już je liczyć. Proszę spojrzeć – dodaje rozgarniając butem leśne igliwie. – Tu wciąż są okruchy szkła. Jak je zbieramy to po kilku dniach wychodzą kolejne.
Nie zgadzamy się jednak, że teren nie robi wrażenia. Liczba nagromadzonych obiektów przyprawia o zawrót głowy.
– Ten budynek nie miał dachu – wskazuje nasz rozmówca. – W sumie wyremontowaliśmy kilkanaście obiektów.
Tego dnia w Parku nie ma zbyt wielu odwiedzających. Sezon dopiero się zaczyna i jest początek tygodnia, tuż przed majowym długim weekendem. Mijamy samochody znane z filmów, wchodzimy do hali garażowej, przed którą stoją Obcy i Predator. Robią piorunujące wrażenie nie tylko na najmłodszych. W środku zgromadzono repliki motocyklów, które wykorzystywano w filmie Terminator. Drugą salkę poświęcono Piratom z Karaibów, swój kącik mają też bohaterowie Gwiezdnych Wojen.
– A to największy robot w Polsce – wskazuje Rafał Karwowski gdy wychodzimy z hali garażowej. Przed nami kilkumetrowy Transformers. Prosimy dzierżawcę by ustawił się do zdjęcia obok robota. Przechodzimy na dalszą część parku i podziwiamy kolejne filmowe auta.
– Jak wam się podoba? – zagaduję rodzinę z kilkuletnim chłopcem. – Superowo! – krzyczy malec. Rodzice są również uśmiechnięci i zadowoleni.
– Tu były takie obskurne garaże – wspomina Karwowski, ale przerobiliśmy je na styl amerykański. – Ten jest w stylu gumy Turbo – wskazuje. Przechodzimy koło starych aut z wielkimi silnikami i postapokaliptyczną strefę Mad Maxa.
Ludzie przyjeżdżają z całej Polski
– Dochodzę mnie krytyczne głosy i ja się nie obrażam – mówi dzierżawca gdy spacerujemy szlakiem wśród ogromnych grzybów i ludzików z żołędzi inspirowanych filmem. – Wsłuchują się w to, co mówią ludzie i staram się naszą ofertą poprawiać i sprostać ich oczekiwaniom.
Pytamy czy spółka ma zaległości finansowe za dzierżawę, o której podczas jeden z komisji problemowych wspominał starosta.
– Trochę tych zaległości mamy – przyznaje nasz rozmówca. – Ale w naszej umowie jest zapis, że nie możemy być wini dłużej niż rok. Za poprzedni sezon wszystko uregulowaliśmy, w tej chwili kilkadziesiąt tysięcy złotych już wpłaciliśmy, a resztą uzupełniły ciągu 1,5 miesiąca. Z naszej strony wszystko odbywa się zgodnie z umową. Niestety tego samego nie można powiedzieć o starostwie powiatowym, które zezwoliło na wywóz sprzętu
umożliwiającego funkcjonowanie basenu i powiedziało nam, że możemy sobie iść do sądu bo nam pieniędzy za to nie oddadzą. Po kilku miesiącach przyznali się, że wyrazili zgodę na zabranie tego sprzętu i ostatecznie on do nas wrócił, ale już po sezonie i na dodatek niekompletny i zdewastowany. Musieliśmy ponieść koszty odnowienia. W wielu innych kwestiach starostwo swoimi działaniami naraża nas na straty finansowe – ubolewa dzierżawca.
Rozmawiając przechodzimy do strefy samochodów militarnych. Przy dużym wojskowym samolocie spotykamy kolejną rodzinę z kilkuletnią córeczką. Pytamy o wrażenia.
– Ciężko to opisać słowami, to jest świetne miejsce – mówi mężczyzna. – Można by niektórym samochodom trochę podpompować koła, wtedy by się prezentowały lepiej. Rozumiem, że to początek sezonu – dodaje nasz rozmówca, który z żoną i córeczką przyjechał do Zalesia Górnego z podwarszawskich Marek.
– Trochę brakuje rąk do pracy – przyznaje dzierżawca. – Teren jest ogromny, a dodatkowo borykamy się z przypadkami kradzieży i dewastacji. Musimy dokonywać bierzących napraw. Ludzie ściągają do nas z całej Polski, potrafią przyjechać nawet 400 kilometrów – mówi Rafał Karwowski. – Mamy największą kolekcję w Europie. A tu buduje się Królestwo Złomka – wskazuje na kolejny zakątek parku.
Przechodzimy do następnego budynku, w którym znajduje się interaktywna wystawa eksponatów przywiezionych z Wielkiej Brytanii. – Część jest jeszcze niesprawna, bo nie mamy w tej chwili serwisanta – mówi Karwowski. – Nowa kosztowała milion funtów, dziś ma już 20 lat, ale robi wrażenie i stanowi pewną ciekawostkę.
Cały dzień na zabawę i rekreację
– 60 pojazdów, 30 robotów, kilkunastu wojowników, 20 motocykli, kilkanaście dinozaurów – wymienia dzierżawca. – W sumie zgromadziliśmy tu ponad 300 eksponatów.
Mijamy plac zabaw, pole do minigolfa, symulator strażacki do skakania z wysokości na poduchy i park trampolinowy, który jest właśnie zadaszany.
– Zwykle ludzie tu spędzają całe dnie – mówi Rafał Karwowski. – Dostają opaski i mogą wchodzić i wychodzić. Mogą skorzystać z naszej restauracji, albo podjechać do domu na obiad. Jest ognisko więc mogę też upiec swoją kiełbaskę.
Dzierżawca ośrodka zainwestował także w sprzęt wodny. W tej chwili do naszej dyspozycji jest ponad 100 jednostek pływających.
– Pierwsze od czego zaczęliśmy do likwidacja starych, niebezpiecznych pomostów – mówi dzierżawca. – Tylko one kosztowały nas kilkadziesiąt tysięcy złotych. Skala inwestycji w ten teren jest ogromna. Nie kupujemy pojedynczych rzeczy, ale zamawiamy je tirami. Samo ogrodzenie parku ma długość kilometra.
Zatrzymujemy się przed postaciami zwierząt, które zrobione są z opon od quadów. Robią piorunujące wrażenie. Zaczepiamy kolejną rodzinę pytając o wrażenia i znów słyszymy to samo. Są zachwyceni pobytem w „Planecie Zalesie”. Przyjechali do nas z Łodzi.
W urzędniczych kleszczach
– Chciałbym, żeby starostwo przestało nas straszyć wypowiedzeniem umowy – mówi dzierżawca. – Chciałbym, by przestrzegali jej zapisów. Pan starosta Ksawery Gut mówi: „Idźcie do sądu”, ale ja tego nie chcę, bo wiem, że mam przeciwko sobie kilka pięter urzędników. Urząd nie powinen być naszym wrogiem, ale sprzymierzeńcem. Jeśli nie pomaga to chociaż niech nie przeszkadza. Chcemy coś zrobić, piszemy pismo do starostwa i cisza… czekają i przeciągają. W kwestii przekazania parkingu gminie na podpis starosty czekaliśmy… 1,5 roku. Mam wrażenie, że nasz problem wynika z tego, że jak przyjęliśmy dzierżawą tego terenu, to chcieliśmy od razu dużo zrobić. I występowaliśmy, a to o jakieś pozwolenie, a to o mapę – zmuszając urzędników do pracy. Może oni by woleli jakby tu się nic nie działo. Wtedy mieliby święty spokój – dodaje z goryczą.
Idziemy w kierunku akwenu, mijamy nowy park linowy i kolejne atrakcje przygotowywane na sezon turystyczny.
– Niektórzy mówią, że ten park zabaw nie powinen tu stać bo zasłania lustro wody – wskazuje Karwowski. – Może i mają rację, ale ja muszę jakoś na opłatę dzierżawy zarobić i szukam kompromisów pomiędzy estetyką a opłacalnością. Co mogę to zmieniam. Nie podobał się autobus z sushi, w tym roku go już nie będzie.
Dzierżawca planuje odnowienie restauracji szwedzkiej, pole namiotowe, domki campingowe.
– Dostajemy z urzędu pismo nakazujące posprzątanie terenu – wtrąca Karwowski. – Mam wrażenie, że nikt z tych urzędników tutaj nie był. Przecież my nie przejęliśmy ośrodka, ale śmietnisko. Sprzątamy tu już od dwóch lat.
Wake ma niepewną przyszłość
Idziemy w kierunku basenu. Pojawił się plan by przejęła go gmina. Burmistrzowi Piaseczna Danielowi Putkiewiczowi zależy na uporządkowaniu terenu, ale nie pali się do przejęcia basenu przez samorząd gminy. Zadeklarował jednak że „możemy sprawdzić czy jest możliwość adaptacji tych basenów”. Dzierżawca jest temu przychylny, ale oczekuje obniżenia czynszu.
– Nie może być tak, że płacimy za dzierżawę terenu powiatowi i za darmo przekazujemy go gminie – zwraca uwagę Karwowski. Dochodzimy do torów wakeboardowych, które prawdopobnie w tym roku nie będą działać.
– W całej Polsce są takie instalacje, stawia się je na zgłoszenie, a u nas starostwo w tym roku odmówiło wydania zgody – przypomina Karwowski gdy mijamy zjeżdżalnie igielitowe. – Szkoda mi tych wakeboardowców, zainwestowali tu kilkaset tysięcy złotych, a teraz starostwo zostawiło ich na lodzie.
– Nie wiemy co będzie dalej – przyznają zarządcy toru wakeboardowego. – Jesteśmy przygotowani by ruszyć z działalnością w każdej chwili. Jest to urządzenie mobline niezwiązane trwale z podłożem, więc teoretycznie nie jest potrzebny żaden papier – mówi nasz rozmówca. – Żeby jednak odebrać taki wyciąg z transportu dozoru publicznego, który sprawuje władzę nad wyciągami w Polsce to muszę mieć zgłoszenie budowlane. Dlatego występowaliśmy o zgłoszenie tymczasowe na 180 dni. W starostwie dają nam obostrzenia jakbyśmy nie wiadomo co budowali, bo podpierają się zapisami w ustawie, dotyczącymi nart wodnych, a to jest przecież zupełnie inna inwestycja. Tu mamy urządzenie mobilne, a tamto to jest urządzeniem stałym.
Czy wake nie będzie w tym roku funkcjonował? Czy z formalnego punktu widzenia będzie działał nielegalnie? Czy starostwo zamiast odsyłać do sądu, spróbuje znaleźć rozwiązanie umożliwiające dalszą działalność obiektu? Tego dziś nie wiemy. Próbowaliśmy w tej sprawie skontaktować się ze starostą Ksewerym Gutem. Wczoraj jednak miał wyłączony telefon. Być może wyjechał już na majówkę.
https://piasecznonews.pl/planeta-wisla- ... pieknieje/