ola pisze:nie powinno byc wzdec
Olu, wtedy nie spełni się staropolskie przysłowie:
po bobrze sra się dobrze i zginie duch w narodzie.
Kto nie puszcza bąków po bobie ten traci część tożsamości narodowej!
Teraz na poważnie. Bób gotujemy w mocno osolonej wodzie do której wrzucamy 1-2 zmiażdżone ząbki czosnku ze łupinami. Znawcy wiedzą, że w owych łupach kryje się wspaniały aromat, a zresztą nie będziemy ich jeść, zatem po co męczyć się z obieraniem - ząbek na desce, nóż na płask i
jeb! dłonią. Nieodzownym dodatkiem jest czubata łyżka masła. Gotujemy fasolki aż będzie można ich wnętrze wytłoczyć z łupiny lekkim naciśnięciem palców niczym czeko-tubkę. Gotowanie trwać może nawet godzinę, jak starego bobra upolujemy. Serwujemy w plastikowej misce aby jak najwolniej ziarna stygły, bo dobry bób powinien parzyć w ryj, który chłodzimy browarem w ilościach odpowiednich. A potem urządzamy koncert "Słonie ryczące na sawannie" lub "Jazda na Harleyu dziadka".
Smacznego!
Z założenia co drugie słowo to: dziękuję, proszę, przepraszam - z tytułu oszczędności czasu i na rzecz "konkretyzacji" części z nich nie będę pisał, co nie zmienia faktu, że są w domyśle.