Ratujmy koty w azylu w Konstancinie
Ratujcie koty! - taki apel otrzymaliśmy od Fundacji św. Franciszka opiekującej się przytuliskiem dla kotów w Konstancinie-Jeziornie. Fundacja działa głównie dzięki darczyńcom. Pieniądze pozyskuje też, wygrywając konkursy organizowane przez stołeczny ratusz. Budżet pozwala na zakup leków, środków czystości, kastrację i sterylizację zwierząt, ale przytulisku, w którym przebywa kilkaset kotów, brakuje jednak pieniędzy na prąd i gaz.
Przy ul. Podgórskiej w Konstancinie, za wysokim ogrodzeniem pod numerem 2 stoi dom jednorodzinny, nic nie wskazuje na to, że znajduje się tam koci raj. Właścicielką jest Irena Jarosz, to ona założyła kilka lat temu Fundację św. Franciszka, która opiekuje się schroniskiem. - Koty są praktycznie wszędzie, w ogrodzie, sieni, a nawet w sypialni - śmieje się pani Jarosz.
Na działce o 1 tys. m kw. zbudowała izolatkę, pomieszczenie do kwarantanny, mały gabinet zabiegowy. W ogrodzie jest niewielki wybieg dla zwierząt, większość miejsca zajmują jednak boksy, kuwety i miski z jedzeniem.
Irena Jarosz imponuje dokładną znajomością historii swoich podopiecznych. Z zapałem wylicza: - Ten biały przyjechał z interwencji w Alejach Jerozolimskich, te kotki przywieźli strażacy, tutaj jest taki, który miał zostać utopiony.
Opowiada, że jej przytulisko działa wedle ustalonej procedury: każdy kot przechodzi dwutygodniową kwarantannę, później stan zdrowia zwierzęcia ocenia lekarz, podaje tabletki na odrobaczenie oraz wykonuje potrzebne szczepienia, potem jeszcze izolatka i kot może dołączyć do innych w przytulisku.
Pani Irena mówi, że nie planowała zajmowania się kotami. - W młodości pomagałam w domu opieki dla osób starszych - wspomina. - Często głównym zmartwieniem pensjonariuszy był los pozostawionego w domu zwierzęcia. Brałam te koty, żeby jakoś pomóc, żeby nie musieli się martwić - tłumaczy.
I tak z czasem własny dom zamieniła na ochronkę dla zwierząt, które prowadzi wspólnie z pracownikami i wolontariuszami. Za największy sukces azylu uważa adopcje. - W zeszłym roku znaleźliśmy dom dla ponad 290 kotów - chwali się Elżbieta Siwoń, członek zarządu fundacji.
Teraz jednak schronisko ma kłopoty. Dotychczasowy sponsor - producent karmy nie jest już tak hojny, schronisko musi samo kupować większość jedzenia. Na opłacenie rachunków za gaz już nie starczyło. - Nie zapłaciliśmy dwóch rachunków, ok. 7 tys. zł, w czwartek mają odłączyć nam dopływ gazu - denerwuje się pani Irena. I tłumaczy, że nie będzie mogła przygotowywać jedzenia dla kotów, ogrzewać wody, weterynarz nie będzie mógł przeprowadzać zabiegów w ambulatorium. Pani Jarosz liczy na to, że znajdą się ludzie gotowi pomóc azylowi.
Pytamy, czy prosiła o pomoc lokalne władze. Pani Irena zaprzecza.
- Nasza współpraca urwała się w 2008 r., a o problemach azylu nikt nas nie powiadomił - mówi Michał Robucki, kierownik Wydziału Ochrony środowiska w Konstancinie-Jeziornie.
Irena Jarosz mówi, że jej zwierzętom przydałoby się nowe, przestronne miejsce. Pytała o nie w urzędzie. - Odpowiedzieli, że głównym problemem jest znalezienie gruntu - mówi pani Irena.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,6801518,.html